sobota, 29 lipca 2017

Rozdział 7 Obsesja

   Po zjedzeniu smacznego śniadania rodzeństwo tak jak zapowiadało, oprowadziło nowych po instytucie tak dokładnie, że chyba już nigdy się w nim nie zgubią. Po oprowadzaniu, Isabell zabrała rudowłosą do swojego pokoju, aby ją lepiej poznać. Wiedziała o niej tylko jak się nazywa, ile ma lat i że ten blondwłosy chłopczyk ją kocha. Ale tego ostatniego nie była pewna więc wolała ją zapytać. Nie mogła zaprzeczyć, że te kręcone na końcach blond włosy i złote oczy ją nie kręciły. Bo kręciły i to bardzo, ale najpierw musiała dowiedzieć się jakie relacje między sobą ma ta dwójka.

Pokój Isabell niewiele różnił się od tego rudowłosej. Różnił się tylko ilością poduszek i tym że po środku leżał duży puchowy biały dywan a ściany były w kolorze jasnego błękitu.

-  A więc... Co jest pomiędzy tobą a Herondalem ? - zapytała od razu po tym jak Clary usiadła na jej łóżku.

- A co ma być ? - zapytała zdziwiona tym pytaniem.

- No widzę, że Jace ma coś do ciebie, ale w dobrym tego słowa znaczeniu - powiedziała z lekkim uśmiechem i sama usiadła na łóżku pełnym różnokolorowych poduszek.

- Jace jest dla mnie jak brat.Odkąd się tu pojawiliśmy nie spuszcza mnie z oczu. Bardzo się martwi - dodała z lekkim uśmiechem na ustach - Ale to nie oznacza, że musi mnie pilnować przez cały ten czas. To jest mega wkurzające. - Uśmiech spełzł z jej twarzy.

- Ale słodkie. W ten sposób pokazuje, że mu na tobie zależy - powiedziała Izzy. Była już całkowicie pewna, że nie będzie miała szans w porównaniu z Clary. Po prostu nie mogła się pomiędzy nich wcinać, jeszcze to ona by na tym krzywo wyszło i dopiero by było.

- Niby tak, ale jednak... Nie chce być szpiegowana dwadzieścia cztery godziny na dobę - mówiąc to podeszła do drzwi i je otworzyła od razu do pokoju wpadła blond czupryna. Chłopiec podniósł się z ziemi zostawiając całą gracje z jaką zwykle chodził za drzwiami.- Widzisz ? - zapytała się Izzy -
Dlaczego mnie szpiegujesz ?- tym razem zadała pytanie Jace`owi.

-Może wyjdziemy i pójdziemy do mojego pokoju ?  Tam pogadamy.-zapytał niepewnie chłopiec. Jeszcze nigdy nie został złapany na podsłuchiwaniu. Czuł zażenowanie.

- Dobra. To my idziemy. Do zobaczenia na obiedzie - powiedziała Clary i wyszła z pokoju.

- Ta ymmm to do zobaczenia - zająkał się blondyn.

Niestety czarnowłosa nie zobaczyła ich ani na obiedzie ani na żadnym innym posiłku, który miał miejsce dzisiejszego dnia.

***

- Jace noooo ! Nie możesz mnie wiecznie szpiegować ! - powiedziała rudowłosa gdy tylko drzwi za blondynem się zamknęły.

- Nie wiecznie. Dziś był pierwszy raz.- Powiedział zażenowany.

- Nie prawda! Ja doskonale o tym wiem i ty również ! - krzyczała dalej na niego.

- No dobra może nie był to pierwszy raz, ale ja po prostu się o ciebie martwię. - Powiedział ze skruchą w głosie.

- To powoli zamienia się w obsesję a nie martwienie się, Jace. TU jesteśmy bezpieczni. Okey ? Zrozum to  - powiedziała zrezygnowanym głosem.

- Ale ja im nie ufam. - powiedział na swoją obronę.

- Ale twoi rodzice im ufają a ty powinieneś zaufać im. Ja tak właśnie robię. - powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach.

- Ale ja nie ufam tej czarnej. Jest jakaś taka podejrzana i na dodatek tak dziwnie na mnie patrzyła ! - powiedział na swoją obronę.

- Bo jej się spodobałeś, kretynie ! - powiedziała rudowłosa śmiejąc się z jego ogłupiałej miny.

- Ale ona mi się nie podoba! Mi podoba się ktoś inny - dodał szeptem.

 Na tej rozmowie spędzili cały dzień.  Nikt nie był głodny więc nie schodzili. Leżeli na łóżku chłopaka i zaśmiewali się do łeż z opowiadanych przez siebie historii jakie razem przeżyli.

- Ohhhh ale późno! - krzyknęła zdziwiona dziewczyna - lepiej pójdę do siebie się położyć spać - już chciała wstać ale chłopczyk jej to uniemożliwił.

- Zostań.  Co jeśli znów będziesz miała ten koszmar? - zapytał.

- No dobra zostanę, ale daj mi jakąś koszulkę do spania - zaśmiała się. Poszła do łazienki przebrała się w koszulkę daną przez chłopca i wróciła do pokoju. Położyła się obok niego, wtuliła głowę w poduszkę, życzyła chłopakowi dobrej nocy i ostatnie co poczuła to jak dłoń Jace`a wślizguję się pod jej szyje a ten ją przyciąga do swojego torsu.  Z delikatnym uśmiechem usnęła wtulona w młodego Herondela, i nie żeby jej to przeszkadzało. Co to to nie. Bardzo jej się to podobało.

***

Hej robaczki to znowu ja :) Jak tam mijają wam wakacje ? Mi na razie nieźle ale zawsze mogło by być lepiej :). Mam nadzieję, że wam mijają dużo lepiej.
Proszę o komentowanie, chę wiedzieć co sądzicie o moim blogu. Nie bójcie wyrażać swojej opinii na temat tego co piszę. Negatywne komentarze też są mile widziane, chciałabym wiedzieć co moge waszym zdaniem poprawić.
Pozdrawiam i życzę udanych wakacji wasza Clarissa Fairchild.

niedziela, 23 lipca 2017

Rozdział 6 Ślicznotka

Rano kiedy dzieci wstały i się wyszykowały, zeszły do kuchni, aby zjeść śniadanie. W kuchni spotkali panią Lightwood i nienanego im mężczyznę który mógł mieć nie więcej niż dwadzieścia pięć lat. Miał krótko przystrzyżone kruczoczarne włosy. Oczy miał koloru ciemnej czekolady, lekki zarost dodawał mu poważności i kilku lat. Ubrany był w czarną koszulkę na krótki rękaw i tego samego koloru spodnie. Buty miał mocne i skórzane. Zza cholewki buta było widać mały ostrze. Sam mężczyzna miał na twarzy uśmiech który kompletnie niszczył wszystkie myśli dzieci, że jest surowy.

- Dzieci nie bójcie się - Powiedziała spokojnie pani Lightwood - To mój mąż Robert - przedstawiła im mężczyznę. Ten spojrzał na nich i uśmiechnął się jeszcze szerzej - Robercie, to są Clarissa Morgenstern i Jonathan Herondale - powiedziała do męża.

- Jace - poprawił kobiętę blondwłosy. Nie lubił gdy ktoś zwracał się do niego całym imieniem. To było za bardzo oficjalne dla niego.

- Clary - powiedziała w tym samym czasie rudowłosa. Tak jak chłopczyk nie lubiła gdy mówiono do niej pełnym imieniem, tyle tylko, że ona po prostu nie lubi swojego imienia.

- Oh, przepraszam - powiedziała pani Lightwood. - Robercie to są Clary Morgenstern i Jace Herondale - powiedziała z dobrotliwym uśmiechem na twarzy.

- Miło mi was poznać - powiedział mężczyzna z lekkim uśmiechem.

 Chciał coś powidedzieć, ale niezdążył ponieważ do kuchni wbiegło czarnowłoswe rodzeństwo.

- Isabell, Alecu prosiłam was abyście się zachowywali. Mamy gości! Uspokujcie się i przedstawcie - zrugała ich pani Lightwood. Dzieci opuściły głowy i przeprosiły ze skruchą po czym jak gdyby  nigdy nic podeszli do rudowłosej i blondwłosego uśmiechnięci, jak gdyny incydent z przed chwili nie miał miejsca.

- Cześć jestem Isabell  a to mój starszy brat Alec - przedstawiła siebie i brata Isabell.

Isabell była dość wysoką dziewczynką. Miała długie kruczoczarne włosy i czekoladowe oczy. Ubrana była w czarną bluzkę z długim rękawem i równierz czarną rozkloszowaną spudniczkę. Czarne lakierowane balerinki uroczo dopełniały całą stylizację. Alec był jej męską kopią tyle tylko że on miał krótkie włosy. Ubrany był w granatową koszulkę z białym nadrukiem i czarne długie spodnie. Czarne buty za kostkę, idealne do biegania.

- Izzy umiem się przedstawić - odezwał się czarnowłosy z lekkim uśmiechem. - jak już wiecie jestem Alec - podał dłoń blondwłosemu.

 - Jace - odparł i uścisnął dłoń czarnowłosego - a ta ślicznotka obok to Clary - Dodał z wielkim uśmiechem na ustach patrząc na delikatny rumieniec wpływający na jej policzki

- Hej - uśmiechnęła się zarumieniona, niepewnie do rodzeństwa. Isabell do niej podbiegła i najzwyczajniej się do niej przytuliła po czym podeszła do Jacea i podała mu dłoń.

- Izzy - usmiechnęła się.

Kiedy każdy się przedstawił do kuchni weszli rodzice Jacea. Usiedli przy stole i zaczęli rozmawiać z państwem Lightwood, Dzieci wzruszyły ramionami i zaczęli sobie nakładać jedzenia.

- Po śniadaniu możemy was oprowadzic po instytucie. Co wy na to? - zapytał Alec.

- Jasne. Czemu nie? - odezwała się rudowłosa smarując kanapkę masłem.

***
Tak jak ostatnim razem prosze o komentarze.
Wasza Clarissa Farichild 

niedziela, 16 lipca 2017

Rozdział 5 Koszmar

 Kiedy doszli do pierwszego pokoju okazało się, że to pokój dla młodego chłopaka czyli akurat dla Jace`a. Pokój był w kolorach czerni i ciemniejszego niebieskiego, ale nie było w nim wcale ciemno, wręcz przeciwnie dzięki dużemu oknu na całą ścianę było bardzo widno. Okno znajdowało się naprzeciw drzwi. Z lewej strony obok drzwi była wielka szafa na ubrania . Przy przyległej ścianie stało wielkie łóżko na którym zmieściłyby się trzy dorosłe osoby. Pościel była w kolorze granatu a poduszki były białe z granatowymi paskami. Po obu stronach łóżka stały małe szafeczki  nocne. Zaraz przy szafeczce os strony okna stało białe biurko z wysokiego połysku a na ścianach wisiały półki na książki. Na przeciw łóżka były drzwi najprawdopodobniej do łazienki, obok drzwi była komoda najprawdopodobniej na jakąś broń właściciela pokoju, aby czuł się on bezpieczniej. Kiedy Jace wszedł do łazienki ciągnąc za rękę rudowłosej której do tej pory nie puścił, aż zachwiał się z wrażenia. Zaraz jak się wchodziło widać było białą umywalkę pod którą stała szafka. Nad umywalką wisiało duże lustro oprawione w czarną ramę. Z lewej strony stał prysznic a obok prysznica stała szafka.  Z prawej wanna. Wyszli z pokoju chłopca i weszli do pokoju który był umieszczony na przeciw. Jak się okazało ten pokój należał do Clary. ściany były w kolorze ciemnego fioletu, tylko jedna była jaśniejsza, i była to ta na której było okno. Po lewej stronie od drzwi była biała komoda z wysokiego połysku. Przy przyległej ścianie stało wielkie łoże z miętowym baldachimem. Pościel była koloru ciemnego fioletu, za to poduszki były koloru pastelowego fioletu i mięty. Obok łóżka stały małe szafeczki, również białe. Przy oknie stało biurko w tym samym kolorze co reszta mebli. Na przeciwległej ścianie obok okna stała toaletka z dużym lustrem i oświetleniem. Przed nią stała ciemno - fioletowa pufa. Obok toaletki były drzwi do łazienki. Z drugiej strony drzwi od łazienki stała wielka biała szafa. Kiedy dzieci weszły do łazienki ta nie zrobiła na nich już dużego wrażenia ponieważ układ i rozmieszczenie mebli było takie samo jak w pokoju chłopca. Kiedy dorośli wyszli z pokoju dziewczynki, chłopczyk postanowił jeszcze  chwile zostać.

- No i co myślisz na temat tego pokoju ? - zapytał zaciekawiony, nadal trzymając jej dłoń w stalowym uścisku. Nie chciał jej puszczać.

- Szczerze ? Nie jest zły.  Kiedy siedzieliśmy w salonie albo szliśmy korytarzami myślałam, że to będą jakieś zwykłe pokoje. Wiesz, ciemne proste meble, biurko i małe wąskie jednoosobowe łóżko.Myślałam, że będzie gorzej  - powiedziała po chwili - Ale jednak wole swój pokój w rodzinnej rezydencji.

- Twoja rodzinna rezydencja spłonęła - Przypomniał jej.

Dziewczynka zasmuciła się. Chłopczyk był zły na siebie, że musiał jej przypomnieć ten okropny ranek. Wziął ją w ramiona i zaczął delikatnie kołysać w przód i w tył, czasami na boki.

- Nie smuć się. Nie chciałem ci tego przypominać - Wyszeptał jej cichutko do ucha

- Nic się nie stało. Nawet na minutę o tym nie zapomniałam - przyznała się rudowłosa odsuwając się od blondyna.

 Puściła jego dłoń a ten od razu zaczął jej szukać, by na końcu znów trzymać jej dłoń w stalowym uścisku. Nie chciał jej puszczać ponieważ bał się, że gdy tylko ją puści stanie się jej jakaś krzywda.

- Spokojnie. Nic mi się nie stanie. Tutaj jesteśmy bezpieczni - powiedziała puszczając jego dłoń i podchodząc do komody.

 Otworzyła szufladę i zdziwiła się gdy zobaczyła pełno swoich rzeczy, ale  były tam też inne, nowe ubrania czy bielizna. Zaczęła szybko otwierać inne szuflady. w każdej były jej i nowe rzeczy. Zupełnie jakby ktoś wiedział co się stanie i przygotował się na to.

- Jace dlaczego tutaj są moje rzeczy ? - zapytała zdziwiona.

Chłopak podszedł do niej i sam stanął zdziwiony. Nie spodziewał się tego.

- Nie wiem. Może zapytamy rodziców rano ? Jest późno a ty musisz się wykąpać i odpocząć - powiedział i pocałował dziewczynkę w głowę - Przyjdę po ciebie rano jak będzie śniadanie, dobrze?

- Idź już i odpocznij - powiedziała z delikatnym uśmiechem.

Po godzinie oboje leżeli w swoich łóżkach świeżo wykąpani i pachnący. Dziewczynka zasnęła od razu,ale chłopczyk nie spał do północy.

Clary obudziła się około godziny drugiej rano cała spocona i wystraszona. Od razu wybiegła z pokoju i pobiegła do pokoju na przeciw. Jace który zasnął niedawno nie był zachwycony tak wczesną pobudką, ale gdy zobaczył że to Clary od razu złagodniał. Zobaczył, że jest cała spocona i przestraszona, podszedł do komody wyjął z niej koszulkę i pokazał ręką na drzwi od łazienki. Clary od razu poszła pod prysznic. Zmoczyła się w chłodnej wodzie po czym wzięła żel pod prysznic chłopaka. Wyszła z pod prysznica wysuszyła się białym puchatym ręcznikiem, ubrała się w koszulkę chłopaka. Wyszła z łazienki i od razu pobiegła do łóżka na którym czekał już blondyn. Położyli się na łóżku. Jace przytulił Clary do siebie.

- Miałaś koszmar ? - zapytał cicho.

- Tak, ale nie chce o tym mówić. Chce po prostu zasnąć - powiedziała lekko ziewając i delikatnie dygocząc ze strachu.

- Uśniesz ? - zapytał zmartwiony

- Tak, usnę. Ty lepiej tez spróbuj zasnąć bo wyglądasz bardzo źle.


***

Mam do was pewną sprawę. Otóż widzę że wchodzicie na tego bloga, dzięki wam statystyki rosną, ale nie komentujecie wgl. Komentarze dają dużo sił i chęci do pisania dalej, przynajmniej mi. Więc prosze wszystkie osoby które to przeczytają o komentarz pod tym postem. Może to być nawet uśmiechnięta buźka czy serduszko. Chciałabym zobaczyć  ile osób czyta moje opowiadanie.
Do następnego posta.
Clarissa Fairchild

niedziela, 2 lipca 2017

Rozdział 4 Bezpieczne

Kiedy do salonu weszło małżeństwo dzieci siedziały przytulone do siebie, czytając jakąś książkę dla dzieci. Na pierwszy rzut oka było widać, że tą dwójkę łączy coś więcej niż przyjazń, ale mniej niż miłość. W sumie co się dziwić mają jeszcze praktycznie całe życie i pełno miłostek jeszcze przed sobą. Małżeństwo podeszło do kanapy na której owa dwójka siedziała.

-Chodzcie, zobaczycie swoje nowe pokoje-powiedziała czarnowłosa kobieta uśmiechając się przyjaznie.

- A nie możemy wrócić do domu? Do Idrysu? Do Alicent? - zapytał chłopczyk ze smutną minką. Nie chciał tutaj zostawać. Nie podobało mu się tu. W tym budynku było zupełnie inaczej niż w jego rodzinnej rezydencji, jego domu.

- Niestety nie możemy - odpowiedział blondwłosy mężczyzna. Jemu też nie uśmiechało się tu zostać, ale to było jedyne wyjście, aby zapewnić swojej rodzinie bezpieczeństwo.

- Ale dlaczego? - zapytała tym razem rudowłosa dziewczynka

-  W Alicent jest teraz bardzo niebezpiecznie. Nie możemy was narazić na niebezpieczeństwo. Uwierzcie nam że my też nie chcemy tu zostawać, ale to jedyne rozwiązanie - odpowiedziała czarnowłosa spokojnym i pełnym czułości głosem. Zupełnie innym niż ten który słyszeli w Alicent, od tego groznego pana  którego nazywali Valentinem.

- No dobrze - poddał się chłopczyk wziął za rękę rudowłosą i wstał z kanapy, ciągnąc ją za sobą. - Ale wrócimy do domu jak tylko to będzie możliwe, dobrze? - zapytał patrząc na rodziców.

- Tak. Wrócimy jak tylko będzie to możliwe i bezpieczne - odpowiedział mężczyzna. Bo kto przypuszczał, że to nastąpi dopiero za kilkanaście lat kiedy to młody Herondale będzie zakładał swoją własną rodzinę? Nikt.

środa, 14 czerwca 2017

rozdział 3 Nie pozwolę...

W tym samym czasie dzieci siedziały w przestronnym salonie. Królowały tam kolory jasnego błękitu i zieleni. Meble były z ciemnego drewna. Centralnie naprzeciwko drzwi mieściło się sporych rozmiarów okno zasłonięte ciemnymi firankami i masywnymi zasłonami mimo tego, że było dopiero po piętnastej. Obok okna po lewej stronie stała kanapa, dla może sześciu osób. Na przeciwko kanapy stał stolik kawowy a wokoło niego fotele i krzesła. Na  przeciwległej ścianie była mała biblioteczka wypchana po brzegi książkami. Ale nie takimi starymi opowiadającymi stare historie które zdarzyły się naprawdę. Tylko książki dla dzieci. Oprócz tego w salonie wisiały portrety anioła Razjela i byłych szefów instytutu. Dzieci rozsiadły się na kanapie. Chłopczyk objął ramieniem rudowłosą dziewczynkę i przyciągnął do swojej piersi a ona wtuliła się w niego. W tym jednym miejscu czuła się naprawdę bezpieczna. W jego ramionach. Chłopczyk pomimo młodego wieku był bardzo odpowiedzialny. Szczególnie gdy w grę wchodziło bezpieczeństwo tej małej dziewczynki.

- Boję się - wyszeptała rudowłosa z nad ramienia chłopczyka. Jeszcze lekko dygotała, ale nie z zimna.

- Wiem. Ja tez się boję. Ale nie o to co nas czeka ani tego co się stało - odpowiedział szeptem blondwłosy wtulając głowę w burzę jej rudych włosów i wdychając zapach czekoladowego szamponu do włosów. Jego ulubionego zresztą.

- To czego się boisz ? - zapytała zdziwiona dziewczynka.

- Boję się o ciebie Clary - wyszeptał zamykając oczy - Boję się, że to nie koniec, że następnym razem nie będę wstanie cie ochronić tak jak było to jeszcze dzisiaj. Będę uczył się walczyć jeszcze bardziej i jeszcze ciężej niż dotychczas, bo nie zniosę myśli, że mogłem cię obronić, a tego nie zrobiłem - po policzku chłopca poleciały ciurkiem łzy.

 Dziewczynka podniosła delikatnie głowę, usiadła prosto i wytarła rękawem swojej koszuli jego łzy. Uśmiechnęła się lekko i tym razem to ona przytuliła się mocno do niego.

- To jesteśmy w tym razem - wyszeptała mu cichutko do ucha. Gdy chłopak spojrzał na nią z niezrozumieniem - Ja nie pozwolę zrobić krzywdy tobie.

środa, 24 maja 2017

Rozdział 2 Zgliszcza rezydencji

Małżenstwo z dziećmi weszło do windy. Dzieci cały czas trwały w stalowym uścisku, jakby to miało w czymkolwiek pomóc, obronić, ochronić. Małżeństwo patrzyło się na to z delikatnym uśmiechem. Nie byli w stanie się uśmiechnąć szerzej lub bardziej szczerze bo zdarzenia zaledwie z przed dwóch godzin nie dawały im spokoju.

-Ciociu, gdzie jest mama? - zapytała mała rudowłosa dziewczynka znad ramienia blondwłosego chłopczyka. Kobieta tego pytania bała się najbardziej. Co miała jej odpowiedzieć? Że jej mama nie żyje? Że jej ojciec zabił jej mamę? Że nigdy więcej jej nie zobaczy? Nie odpowiedziała. Zamilkła i nic nie mówiła a dziewczynka jakby wiedząc, domyślając się co mogło się stać już nie pytała. Mocniej wtuliła się w chłopca i zaczęła płakać.

 Chłopiec starał się ją uspokoić, ale to nic nie dawało. Dał sobie spokój, tylko tulił ją do siebie, lekko kołysając się do przodu i do tyłu. Po chwili winda zatrzymała się, drzwi otworzyły się a przed nimi stała kobieta o ciemne oczach i czarnych włosach sięgających lekko za łopatki. Miała ubraną czarną koszule zapiętą pod samą szyje i  również czarną ołówkową spódnice za kolana. Miała połyskujące ciemne buty na niskim obcasie. Jej twarz przez chwile nie wyrażała nic, ale po chwili był szok i niedowierzenie. Co oni tu robią? Co się stało, że mają takie grobowe miny? Dlaczego jest tutaj Clary, ale nie ma Joclyn? Tylko jedna myśl przyszła jej do głowy. Że nie żyje. Jej oczy momentalnie się zaszkliły. Przyjaźniła się z Joclyn. Zawsze mogła jej zaufać i powierzyć swoje tajemnice. Znały się praktycznie od zawsze. Zawsze nierozłączne. Bez słowa zaprowadziła dzieci, które zdarzyły się już od siebie odsunąć, do pokoju a sama poszła do swojego bióra gdzie czekało na nią pewne małżeństwo.
   
                                                                         ***
                                                                     
- Co się stało, że przyjechaliście? - zapytała kiedy doszła do bióra i usiadła na fotelu przy masywnym biórku na którym pełno było kartek. Czystych, zapisanych jak i zgniecionych w ciasną kulke.

- Valentine nas zaatakował w domu - odezwał się blondwłosy mężczyzna.

- Tego się domyśliłam, ale przecież w Idrysie nic wam nie powinno wam nic grozić.- powiedziała zaskoczona.

- Nie wiem jak udało mu się wyminąć zabezpieczenia zarówno granic Idrisu jak i barier chroniących posiadłość Morgensternów. Z tego domu pozostały tylko popioły. Nic tam nie ma. Została doszczętnie spalona.-odezwała się tym razem kobieta

- Ale Celine on nie mógł tak po prostu ominąć tych zabezpieczeń! - krzyknęła czarnowłosa zza biurka.

- Chcieliśmy tylko zapytać czy możemy się ty zatrzymać na jakiś czas Maryse - powiedziała spokojnie złotooka. - To jak. Możemy? - zapytała po dłuższej przerwie.

- Tak oczywiście. Możecie zostać tak długo jak będziecie chcieli - powiedziała czarnowłosa. - Chodzcie pokaze wam wasz pokój. - dodała i wstała.



Tak jak napisałam wcześniej, rozdziały będą ukazywać się raz na tydzień ewentualnie na dwa. Mam teraz straszne zawirowanie w szkole a czekają mnie jeszcze trzy wypracowania do napisania z języka polskiego. Moja nauczycielka oszalała! Koniec roku się zbliża a my musimy jeszcze pisać wypracowania i sprawdziany. Staram się znaleźć czas i na uczenie się i pisanie tych cholernych wypracowań jak i na pisanie bloga. Za wszystkie błędy ortograficzne i interpunkcyjne przepraszam.
Mam nadzieje że rozdział się podoba i zachęcam do komentowania. To bardzo mnie zachęca do dalszego pisania rozdziałów.

 Wasza Clarissa Fairchild

sobota, 6 maja 2017

Rozdział 1 Zło całego świata

Pewnego wiosennego popołudnia do Instytutu w Nowym Yorku zawitało pewne małżeństwo. Blondwłosy mężczyzna, barczysty i dobrze zbudowany. Miał oczy w kolorze ciemnego niebieskiego. Wszyscy którzy chociaż raz spojrzeli mu w oczy porównywali je do morza po sztormie. Mężczyzna na oko miał 25-27 lat. Koło niego stała niska  kobieta o oczach koloru złota lub miodu. Miała kobiece kształty i długie do pasa, czarne włosy. Obok niej stała dwójka małych dzieci. Chłopczyk i dziewczynka. Chłopak mógł mieć nie mniej niż 6 lat. Miał kótko ścięte lekko kręcące się blond włosy i złote oczy. Ubrany był w dżinsy i czarną koszulke.Na to miał zarzuconą czarną, skórzaną kurtke. W jednej ręce trzymał drewniany mieczyk a w drugiej trzymał dłoń rudowłosej dziewczynki o niesamowicie zielonych oczach. Barwą przypominały dwa szmaragdy. Mogła mieć nie więcej niż 5 lat. Ubrana w zieloną letni sukieneczkę przed kolano. Na ramiona miała narzuconą koszule w kwiatki a na stopach miałą czarne lakierowane baletki. Jedną ręke trzymała w stalowym uścisku młodego chłopczyka, a w drugiej trzymała małego pluszowego misia. Widać, że coś sie stało. Dziewczynka miała zaschnięte łzy na policzkach i podkrążone oczy. Chłopczyk trzymał drewniany mieczyk tak jak do walki, jakby miał mu pomóc w ochronie tej małej rudej dziewczynki. Rozejrzał się dookoła i kiedy stwierdził, że nic im tu nie grozi, upóścił kawałek drewna i mocno przytulił małą dziewczynke. Ona zaś wtuliła się w niego ufnie. Widać było, że wstrząsają nią dreszcze. Blondwłososy chłopczyk odsunął się od dziewczynki, zsunął ze swoich ramion kurtkę i nałożył na ramiona rudowłosej. Spojrzała na niego do góry, bo był on od niej wyższy o głowęi uśmiechnęła się szczerze. Chłopczyk widząc to odwzajemnił uśmiech i przyciągnął ją do siebie, zupełnie tak jakby jego ramiona miały ochronić ją od całego zła świata.





Wiem że może długość tego rozdziału nie powala na kolana ale takiej długości będą co niektóre rozdziały.

środa, 22 marca 2017

Prolog

-  Uciekajcie!!! Uciekajcie stąd!! Tu nie jest bezpiecznie!! - Krzyczało młode małżeństwo i kobieta o rudych włosach do małych dzieci. Dziewczynki i chłopca. Na górze rozgorzała walka. Słychać było tylko uderzenia metal o metal. W pewnym momencie do dzieci podbiegła rudowłosa kobieta o zielonych oczach. Chciała je stamtąd zabrać. Prześlizgneli się nie zauważeni obok walczących. Mieli już wyjść przez drzwi gdy nagle rudowłosa kobieta padła martwa na ziemie.  Z jej pleców wystawał pięknie zdobiony miecz w spadające gwiazdy. Za nią pojawił się czarnowłosy mężczyzna o tak samo czarnych oczach.
- Nie chciałaś ich do mnie przyprowadzić to sam je stąd zabiore - odezwał się mocnym, chłodnym, opanowanym i pozbawionym uczuć głosem.
- Po moim trupie - odezwał się głos kobiety o złotych oczach. Był przepełniony różnymi uczuciami. Strachem, bólem ale i miłością. - Nigdy ich nie dostaniesz Valentine! - Krzyknęła. Chłopczyk schylił się po drewniany mieczyk, który leżał na ziemi obok wejścia, tam gdzie go upóścił gdy mama kazałą mu uciekać. Trzymał go tak jakby od tego drewnianego miecza stało życie jego i jego bliskich. Złapał za ręke stojącą za  nim dziewczynkę. Zaczęli sie cofać w tył. W pewnym momencie usłyszeli ten chłodny i pozbawiny uczuć głos.
- Miłość was zniszczyła. Gdyby nie ona wiedzielibyście co jezt dla was najlepsze. Nikt z was by nie zginął - powiedział i zniknął, rozpłynąl się w powietrzu a razem z nim jego ludzie. Zaczęło śmierdzieć spalenizną. Coś się paliło. W pewnym momencie do dzieci podbiegły dwie osoby. Kobieta i mężczyzna. Zaczęli ich pchać w stronę wyjścia. Wybiegli z domu akurat w momenicie w którym zaczął palić się przedpokój. W ostatniej chwili wbiegli do lasu, który rosnął obok rezydencji.
Dom wybuchł. Ogień trawił wszystko w zaskakująco szybkim tępie. Spadł deszcz, który ugasił pożar odsłaniając zgliszcza rodzinnych zdjęć i pamiątek. Mężczyzna wziął do ręki stele i na drzewie narysował rune otwierajacą portal.
- Myślcie o Nowym Yorku i złapcie mnie za ręke - to było ostatnie co usłuszeli za nim wskoczyli w  niebiekie światło.


  Noi mamy prolog. Tak jak obiecałam tak dotrzymuje obietnicy. Rozdziały postaram się dodawać raz na dwa tygodnie moze częściej. Na razie muszę się znowu przyzwyczaić do prowadzenia bloga bo w ostatnim czasie nic nie pisałąm.

 Clarissa Fairchild

wtorek, 21 marca 2017

ognista wiadomość

Pogubiłam się w całej tej historii i nie mam na nią pomysłu. Stanęłam w ślepym załuku. Kiedy zaczynałam byłam pełna pomysłów na dalsze rozwinięcia,ale teraz gdy zaczęłam nie potrafię tej historii dokończyć. Postanowiłam że ten blog będzie aktywny tylko po prostu zacznę pisać od początku i to zupełnie nową historie związaną z Darami Anioła. Niewiem kiedy będzie prolog lub jakiś rozdział ale napewno się pojawi niedługo. Starych rozdziałów raczej nie usunę.
 To tyle jeżeli chodzi o tę historię.

 Wasza Clarissa Fairchild

piątek, 3 lutego 2017

Rozdział. 16

Na początku chciałabym przeprosić za tak długi brak rozdziału. Spowodowane jest to tym że mam dla siebie coraz mniej czasu. Moja rutyna codzienna składa się tylko z kilku punktów.            " wstaje,ide do szkoły, przychodze puźno do domu, ucze sie i ide spać" jeszcze teraz zmienili mi plan lekcji i już wogule kończe puźniej niż wcześniej.
 Tak jak mówi tytuł jest to rozdział a więc zapraszam do czytania. Zmieniłam narracje. Napiszcie w komentarzu jaką narracją wam się lepiej czyta.

 Kiedy rudowłosa odwrucila się zobaczyła swoich przyjjaciół uzbrojonych po zęby w broni jakby szli na jakąś misje. Ale to nie oni zwrócili jej uwage tylko to co stało tuż za nimi. Były to wampiry. Clary uderzyła się ręką w czoło zapomniała że miała dziś spotkać się z Rafaelem Santiagotutejszym przywudcą klanu wampirów w Nowym Yorku. Marys poprosiła ją aby poszła z nim porozmawiać na temat porozumień. 
-Co wy tu robicie?- zwróciła się do przyjaciół.
-Myyyy?-zapytała się głupio Izzy.Kiedy rudowłosa kiwnęła głową na tak.Czarnowłosa udawała że jej nie ma.
- Hallo chce wiedzieć - gdy nikt jej odpowiedział zrozumiała od razu- śledziliście mnie!? Nie wiecie co to jest prywatność!?- Gdy trochę ochłoneła zwruciła sie do chłopaka który napisał jej wiadomość że chce się z nią spotkać na jakimś odludziu i powiedział że jest jej niby bratem.
- My rozmawiać skończyliśmy - powiedziała Clary i zwróciła sie tym razem do Rafaela - Chodź gdzieś gdzie nie będzie tyle gapiów. - Powiedziała i odwróciła się do nich tyłem i poszła przed siebie. Byle zdala od nich wszystkich. Powtarzała sobie rudowłosa w myślach.

                                     ***

Gdy wszyscy z trójki przyjaciół wrócili do instytutu rozeszli się do pokoju . Wszyscy myśleli o czymś innym. Pewien blondyn myślał o tym czy nie przegiął ze śledzeniem pewnej rudowłosej dziewczyny. "Ja robiłem to tylko dlatego, że się o nią martwiłem" powtarzał sobie w głowie jak mantre. Alec myślał o tym aby Clary się na niego nie obraziła ale też żeby pokłóci£a się z Jace'm. Izzy z kolei myślała o pewnym czarnowłosym przystojniaku z którym rozmawiała jej przyjaciółka.

                                           ***
Po godzinie 21rudowłosa weszła przez mosiężne drzwi instytutu. Chciała zochowywać się jak najciszej ale pewien perski kot o imieniu Church zaczął miałczeć żeby nalać mu wody, dać coś do jedzienia oraz go pogłaskać. Gdy Clary go napioła i dała coś do jedzenia szybko czmychnęła do swjego pokoju. O niczym innym nie marzyła jak tylko wykąpać się i iść spać. Niestety w jej pokoju już ktoś był. Tym ktosiem był...

                                          ***
Izzy od razu po wejsciu do pokoju zrzuciła z siebie wszystkie ubrania. Weszła do łazienki i nalała gorącej wody do wanny. Zalała ją mniej więcej trzy czwarte a aby nalać też troche zimnej wody żeby się nie sparzyć. Dolała malinowego płynu do kąpieli i zanurzyła się po sam czubek w ciepłej ale nie za girącej wody.

                                           














Obserwatorzy