Pewnego wiosennego popołudnia do Instytutu w Nowym Yorku zawitało pewne małżeństwo. Blondwłosy mężczyzna, barczysty i dobrze zbudowany. Miał oczy w kolorze ciemnego niebieskiego. Wszyscy którzy chociaż raz spojrzeli mu w oczy porównywali je do morza po sztormie. Mężczyzna na oko miał 25-27 lat. Koło niego stała niska kobieta o oczach koloru złota lub miodu. Miała kobiece kształty i długie do pasa, czarne włosy. Obok niej stała dwójka małych dzieci. Chłopczyk i dziewczynka. Chłopak mógł mieć nie mniej niż 6 lat. Miał kótko ścięte lekko kręcące się blond włosy i złote oczy. Ubrany był w dżinsy i czarną koszulke.Na to miał zarzuconą czarną, skórzaną kurtke. W jednej ręce trzymał drewniany mieczyk a w drugiej trzymał dłoń rudowłosej dziewczynki o niesamowicie zielonych oczach. Barwą przypominały dwa szmaragdy. Mogła mieć nie więcej niż 5 lat. Ubrana w zieloną letni sukieneczkę przed kolano. Na ramiona miała narzuconą koszule w kwiatki a na stopach miałą czarne lakierowane baletki. Jedną ręke trzymała w stalowym uścisku młodego chłopczyka, a w drugiej trzymała małego pluszowego misia. Widać, że coś sie stało. Dziewczynka miała zaschnięte łzy na policzkach i podkrążone oczy. Chłopczyk trzymał drewniany mieczyk tak jak do walki, jakby miał mu pomóc w ochronie tej małej rudej dziewczynki. Rozejrzał się dookoła i kiedy stwierdził, że nic im tu nie grozi, upóścił kawałek drewna i mocno przytulił małą dziewczynke. Ona zaś wtuliła się w niego ufnie. Widać było, że wstrząsają nią dreszcze. Blondwłososy chłopczyk odsunął się od dziewczynki, zsunął ze swoich ramion kurtkę i nałożył na ramiona rudowłosej. Spojrzała na niego do góry, bo był on od niej wyższy o głowęi uśmiechnęła się szczerze. Chłopczyk widząc to odwzajemnił uśmiech i przyciągnął ją do siebie, zupełnie tak jakby jego ramiona miały ochronić ją od całego zła świata.
Wiem że może długość tego rozdziału nie powala na kolana ale takiej długości będą co niektóre rozdziały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz