piątek, 19 lutego 2016

rozdział 4

Clary
Wstałam dość późno bo nie mogłam iść na salę treningową ponieważ cioci Carmen wyjeżdża do Wenecji. Wstałam z łóżka zabrałam przygotowane wczoraj wieczorem ubrania czyli rozkloszowana czarna spódnica przed kolano  i białą koszule na krótki rękaw do tego czarne balerinki na lekkim obcasie.A to wszystko przez Izabell.Kiedy chciałam ułożyć moje niesforne włosy zauważyłam że nie ma mojego lakieru do włosów. Wziełam sztylet i poszłam do pokoju czarnowłosej.
-Cześć Izzy nie widziałaś może mojego lakieru do włosów-zapytałam-albo Jace-dodałam.
-Nie nie widziałam. I poco ci ten sztylet- zapytała przestraszona.
-Wiesz muszę pokroić jednego buraka,ale zamiast jednego mogę pokroić dwa-powiedziałam
-Jest na dachu!-powiedziała a ja się tylko do niej uśmiechnełam miło i podeszłam do jej okna otworzyłam je i weszłam na dach. Oczywiście kto na nim siedział. Pan wielkie ego.podeszłam do niego.Kiedy zorientował się że nie jest sam odwrócił się w moją stronę.Jak na mnie trochę za wolno i mój sztylet który przed chwilą trzymałam w ręku leciał w jego stronę. To teraz się pobawię.
  Alec
-Izzy nie widziałaś może Jace albo Clary-zapytałem modląc się że wie gdzie są bo ja za nic nie mogę ich znaleźć. Ciocia Carmen wyjeżdża a chce pożegnać się ze wszystkimi.
-Są oboje na dachu-mówi a mi kamień z serca spadł bo matka wyraziła się jasno mają przyjść.A ja nie chce znów oberwać.Wszedłem na dach a tam Clary bijąca Jace.Znów go pokonała.A ja tak jak mówiłem Jaceowi odkochałem się.
-EEEE gołąbki ciocia Carmen wyjeżdża i chce się z nami pożegnać-powiedziałem a Clary zeszła z biednego Jacea i podeszła w moją stronę.
-To co. Idziemy-zapytała i nie czekając na moją odpowiedź poszła w stronę okna Izzy.Pomogłem blondynowi dojść do foyer w którym byli już wszyscy.Pożegnanie nie było jakieś długie i wylewne. I pomyśleć że niedługo będziemy żegnać się z Joshem i Jacem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy