Pewnego zimowego wieczoru w instytucie dla nocnych łowców nie było co robić.Marys przeglądała papiery, Robert był w Alicent, stolicy Idrysu, czyli miasta nocnych łowców.Dzieci nie spały. Alec był w pokoju.Jace w bibliotece czytał jak zabić demona na 1000 sposobów.Izzy siedziała z Aleciem. Nagle wszyscy usłyszeli dzwon instytutu zaciekawieni wyszli zobaczyć kto przyszedł w taką pogodę.Wszyscy wbiegli do foyer, nawet zapracowana Marys. Z windy wyszły dwie kobiece postacie z dwójką dzieci. Dwie kobiece postaci -Dzień dobry. Mam na imię Joclyn - odezwała się pierwsza kobieta zdejmując kaptur z rudych włosów-Jest ze mną moja serdeczna przyjaciółka Carmen jej syn Josh i moja córka Clary- gdy przedstawiała poszczególne osoby, one zdejmowały kaptury z głów.
-Ja jestem Marys Loghwood. To jest mój najstarszy syn Alec, moja córka Izabell i mój przyszywany syn Jace-Marys przedstawiła sobie wszystkich-jest jeszcze mój mąż Robert, ale wyjechał i raczej prędko go nie poznacie-powiedziała uśmiechając się szczerze.Wszyscy mieszkańcy instytutu byli zdziwieni żadko kiedy Marys się uśmiech,jeżeli już to sztucznie a teraz tak szczerze.
-Dobrze skoro już znamy swoje imiona to pozwól Jace, że oprowadzisz Clary po instytucie. A ty Alecu razem z Izabell oprowadzicie Josha-zwróciła ię do swoich dzieci i przyszywanego syna.
-Mnie oraz Joclyn nie trzeba oprowadzać. wychowałyśmy się tu zanim Morgenstern wezwał Lilith i wszczął wojnę.No chyba,że coś się zmieniło od tych kilku ładnych lat-powiedziała Carmen
-Nie wierze! Joclyn Fairchild i Carmen Roney! Czyż nie -zapytała Marys szczęśliwa.Żadne z jej dzieci się nie dziwiło,że Marys jest taka szczęśliwa. Wkońcu byla jedyną osobą w swoim wieku w instytucie.Kiedy dzieci poszły Marys zwróciła się do nowo przybyłych.
-Jak długo planujecie tu zostać-zapytała.
-Jak najdłużej się da. Nasz dom spłonął w zaklętym ogniu i nie mamy się gdzie podziać. Jesteśmy nocnymi łowcami i instytut według prawa powinien udzielać schronienia nocnym łowcom.Jeżeli natomiast przeszkadzamy to możemy znalezć inny instytut, który udzieli nam schronienia. Nie chcemy zawadzać-powiedziała mała dziewczynka o szmaragdowych oczach i ciemnorudych włosach.
-Oczywiście że nie przeszkadzacie. I masz racje według prawa każdy instytut powinien udzielić wam schronienia. My zrobimy to z czystej chęci pomocy a nie z konieczności-powiedziała Marys do małej dziewczynki. Dziewczynka odpowiedziała pięknym śnieżnobiałym uśmiechem, który zauroczył Jace.Gdy wszyscy się troche poznali, dzieci oprowadziły swoich nowych kolegów po instytucie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz