Clary
Wstałam dość późno bo nie mogłam iść na salę treningową ponieważ cioci Carmen wyjeżdża do Wenecji. Wstałam z łóżka zabrałam przygotowane wczoraj wieczorem ubrania czyli rozkloszowana czarna spódnica przed kolano i białą koszule na krótki rękaw do tego czarne balerinki na lekkim obcasie.A to wszystko przez Izabell.Kiedy chciałam ułożyć moje niesforne włosy zauważyłam że nie ma mojego lakieru do włosów. Wziełam sztylet i poszłam do pokoju czarnowłosej.
-Cześć Izzy nie widziałaś może mojego lakieru do włosów-zapytałam-albo Jace-dodałam.
-Nie nie widziałam. I poco ci ten sztylet- zapytała przestraszona.
-Wiesz muszę pokroić jednego buraka,ale zamiast jednego mogę pokroić dwa-powiedziałam
-Jest na dachu!-powiedziała a ja się tylko do niej uśmiechnełam miło i podeszłam do jej okna otworzyłam je i weszłam na dach. Oczywiście kto na nim siedział. Pan wielkie ego.podeszłam do niego.Kiedy zorientował się że nie jest sam odwrócił się w moją stronę.Jak na mnie trochę za wolno i mój sztylet który przed chwilą trzymałam w ręku leciał w jego stronę. To teraz się pobawię.
Alec
-Izzy nie widziałaś może Jace albo Clary-zapytałem modląc się że wie gdzie są bo ja za nic nie mogę ich znaleźć. Ciocia Carmen wyjeżdża a chce pożegnać się ze wszystkimi.
-Są oboje na dachu-mówi a mi kamień z serca spadł bo matka wyraziła się jasno mają przyjść.A ja nie chce znów oberwać.Wszedłem na dach a tam Clary bijąca Jace.Znów go pokonała.A ja tak jak mówiłem Jaceowi odkochałem się.
-EEEE gołąbki ciocia Carmen wyjeżdża i chce się z nami pożegnać-powiedziałem a Clary zeszła z biednego Jacea i podeszła w moją stronę.
-To co. Idziemy-zapytała i nie czekając na moją odpowiedź poszła w stronę okna Izzy.Pomogłem blondynowi dojść do foyer w którym byli już wszyscy.Pożegnanie nie było jakieś długie i wylewne. I pomyśleć że niedługo będziemy żegnać się z Joshem i Jacem.
piątek, 19 lutego 2016
rozdział 3
Jace
Kiedy szedłem do mojego pokoju zastanawiałem się czy jak pojadę do włoskiego instytutu to zapomnę o Clary. O jej cudownych zielonych oczach niczym dwa szmaragdy, o jej rudych włosach czy nawet o jej hrakterku. Może jak pojadę do tego instytutu to poznam jakąś dziewczynę która pomoże mi zapomnieć o rudym aniołku.Może weźmiemy ślub w Nowym Yorku, zaproszę osobiście Clary jak będzie smutna odwołam cały ślub i wyjdę za nią, jeżeli jednak będzie szczęśliwa wyjdę za tą dziewczynę,zamieszkamy w rezydencji Herondalów i będziemy mieli gromadkę dzieci.Sam się okłamuję. Nigdy nie zakocham się w innej bo to Clary jest panią mojego serca. Jak taka królowa tylko że tylko moja.NIE MOJA. ONA NIE JEST MOJA, NA RAZIE. Zdobędę jej serce i to ona będzie matką moich dzieci. Na anioła!Ja wybiegam za daleko w przyszłość.Kiedy się przebrałem w szare dresy i biały podkoszulek chciałem pójść do sali muzycznej pograć na fortepianie. Gdy byłem blisko mojego celu usłyszałem muzykę z radia. Jak widać nie tylko ja wpadłem na pomysł skorzystania z tej sali. Gdy byłem co raz bliżej usłyszałem jak ktoś śpiewa. To na pewno nie Izabell bo ona nie umie śpiewać.Wiem to bo... słyszałem jak śpiewa pod prysznicem.Wolę to wymazać z pamięci.Clary chyba też nie umie śpiewać,ale tak to to kto to śpiewa. To ewidentnie śpiewa dziewczyna.Nie czekając dłużej wszedłem do sali.Nie pomyślałbym żemój aniołek Clary umie śpiewać,ale umie i to pięknie. Śpiewała Titanium w wykonaniu Katniss Everdeen.Śpiewała tak czysto.Nie zauważyła że tu jestem więc korzystam z tego.Pewnie jak się zorientuje że jestem w tej sali i słyszę jak mój aniołek śpiewa to mi się nieźle oberwie,ale to nie jest teraz ważne.Odwraca się w moją stronę i widzę że jest trochę speszona,ale śpiewa dalej.Kiedy piosenka się skończyła była nad wyraz bardzo spokojna.Liczyłem,że zacznie krzyczeć czy, albo że żuci czymś we mnie, coś w tym stylu,ale nic takiego się nie zdarzyło.
-Masz o tym nikomu nie mówić.Jasne-zapytała kiedy przechodziła obok mnie. Mówiła tak cicho że prawie jej nie usłyszałem.
-Zgoda,ale mam jeden warunek-powiedziałem gdy chciała wychodzić z sali.
-Jaki-zapytała szczerze zdziwiona.
-Będziesz śpiewać dla mnie-powiedziałem-spokojnie. Tylko wtedy gdy będziemy sami i cię ot poproszę-dodałem widząc jej przestraszony wyraz twarzy.
-Przysięgnij na anioła,że tylko wtedy będę śpiewać jak nikogo nie będzie w pobliżu-au zabolało to że mi nie ufa i że muszę przyrzekać na anioła.
-Przysięgam na anioła że będziesz śpiewać tylko wtedy gdy będziemy sami-powiedziałem
-Zgoda-powiedziała i wyszła.
Kiedy szedłem do mojego pokoju zastanawiałem się czy jak pojadę do włoskiego instytutu to zapomnę o Clary. O jej cudownych zielonych oczach niczym dwa szmaragdy, o jej rudych włosach czy nawet o jej hrakterku. Może jak pojadę do tego instytutu to poznam jakąś dziewczynę która pomoże mi zapomnieć o rudym aniołku.Może weźmiemy ślub w Nowym Yorku, zaproszę osobiście Clary jak będzie smutna odwołam cały ślub i wyjdę za nią, jeżeli jednak będzie szczęśliwa wyjdę za tą dziewczynę,zamieszkamy w rezydencji Herondalów i będziemy mieli gromadkę dzieci.Sam się okłamuję. Nigdy nie zakocham się w innej bo to Clary jest panią mojego serca. Jak taka królowa tylko że tylko moja.NIE MOJA. ONA NIE JEST MOJA, NA RAZIE. Zdobędę jej serce i to ona będzie matką moich dzieci. Na anioła!Ja wybiegam za daleko w przyszłość.Kiedy się przebrałem w szare dresy i biały podkoszulek chciałem pójść do sali muzycznej pograć na fortepianie. Gdy byłem blisko mojego celu usłyszałem muzykę z radia. Jak widać nie tylko ja wpadłem na pomysł skorzystania z tej sali. Gdy byłem co raz bliżej usłyszałem jak ktoś śpiewa. To na pewno nie Izabell bo ona nie umie śpiewać.Wiem to bo... słyszałem jak śpiewa pod prysznicem.Wolę to wymazać z pamięci.Clary chyba też nie umie śpiewać,ale tak to to kto to śpiewa. To ewidentnie śpiewa dziewczyna.Nie czekając dłużej wszedłem do sali.Nie pomyślałbym że
-Masz o tym nikomu nie mówić.Jasne-zapytała kiedy przechodziła obok mnie. Mówiła tak cicho że prawie jej nie usłyszałem.
-Zgoda,ale mam jeden warunek-powiedziałem gdy chciała wychodzić z sali.
-Jaki-zapytała szczerze zdziwiona.
-Będziesz śpiewać dla mnie-powiedziałem-spokojnie. Tylko wtedy gdy będziemy sami i cię ot poproszę-dodałem widząc jej przestraszony wyraz twarzy.
-Przysięgnij na anioła,że tylko wtedy będę śpiewać jak nikogo nie będzie w pobliżu-au zabolało to że mi nie ufa i że muszę przyrzekać na anioła.
-Przysięgam na anioła że będziesz śpiewać tylko wtedy gdy będziemy sami-powiedziałem
-Zgoda-powiedziała i wyszła.
czwartek, 18 lutego 2016
rozdział 2
Clary
Kiedy Alec wyszedł Jacowi nie chciało się kończyć tej jakże ciekawej rozmowy.
-Nasz księżniczka pojechała szukać księcia-na anioła jak się w tej chwili nie zamknie to przywale mu tak, że złoży się jak scyzoryk. Przysięgam.
-3-1 dla mnie Fairchild- powiedział Jace widocznie zadowolony z siebie.
-Sarkazm wrócił naszemu księciu. Już miałam dzwonić po Magnusa żeby zrobił Ci jakieś hokus pokus czy czary mary. Bo nie oszukujmy się wygrywanie z tobą to tak jakbym wygrywała ze ścianą.4-1dla mnie Herondale - powiedziałam
-Rudy biszkopciku...-nie dokończył bo mu przerwałam.
-Ja przynajmniej mając rude włosy nie wtapiam się w tłum tak jak ty. A każdy wie jak lubisz się wyróżniać z tłumu, blond mopie-gdy to powiedziałam Izabell wybuchła dość głośnym śmiechem który rozniósł się po całej sali i pewnie nie tylko.Miałam racje. Alec wrócił na sale i zaczął narzekać.
-Izabell co tak piszczysz. Słychać cie w katakumbach i na dachu-powiedział a ja nie mogłam i zaczęłam się śmiać. Jace też nie mógł tego znieść i po chwili mi zawtórował. Gdy się już uspokoiliśmy postanowiłam pomóc naszej przyjaciółce wyjść z opresji.
-Właśnie uświadamiałam naszemu blond mopowi,że ja mając rude włosy wyróżniam się z tłumu a nie wtapiam-powiedziałam i razem z Izabell wyszłyśmy z sali.
Jace
-Jaka ona słodka gdy cie pokonuje,ale dalej nie wierze że pozwoliłeś jej wygrać.Przecież dla ciebie pokonanie jej jest jak zajęcie pierwszego miejsca w konkursie na... No nie wiem na najlepszą fryzurę-mówi. To prawda nie wiem dlaczego pozwoliłem jej wygrać. Przecież ona jest gorsza o Josha,Aleca czy Izabell. W sumie po co ja się okłamuję.Ona jest lepsza od nich wszystkich razem wziętych i ode mnie też.
-Zaraz powiedziałeś że ona jest śliczna gdy mnie pokonuje. To w niej się zakochałeś-to brzmiało jak stwierdzenie więc nie liczyłem na odpowiedz z jego strony.
-Masz racje. to w niej się zakochałem.Pewnie przejdzie mi rano. obudzę się i nie będę pamiętać że się w niej zakochałem. Dlaczego ja się tak łatwo zakochuje-zapytał
-Nie wiem. Na prawdę ni wiem-powiedziałem i wyszedłem.
Kiedy Alec wyszedł Jacowi nie chciało się kończyć tej jakże ciekawej rozmowy.
-Nasz księżniczka pojechała szukać księcia-na anioła jak się w tej chwili nie zamknie to przywale mu tak, że złoży się jak scyzoryk. Przysięgam.
-3-1 dla mnie Fairchild- powiedział Jace widocznie zadowolony z siebie.
-Sarkazm wrócił naszemu księciu. Już miałam dzwonić po Magnusa żeby zrobił Ci jakieś hokus pokus czy czary mary. Bo nie oszukujmy się wygrywanie z tobą to tak jakbym wygrywała ze ścianą.4-1dla mnie Herondale - powiedziałam
-Rudy biszkopciku...-nie dokończył bo mu przerwałam.
-Ja przynajmniej mając rude włosy nie wtapiam się w tłum tak jak ty. A każdy wie jak lubisz się wyróżniać z tłumu, blond mopie-gdy to powiedziałam Izabell wybuchła dość głośnym śmiechem który rozniósł się po całej sali i pewnie nie tylko.Miałam racje. Alec wrócił na sale i zaczął narzekać.
-Izabell co tak piszczysz. Słychać cie w katakumbach i na dachu-powiedział a ja nie mogłam i zaczęłam się śmiać. Jace też nie mógł tego znieść i po chwili mi zawtórował. Gdy się już uspokoiliśmy postanowiłam pomóc naszej przyjaciółce wyjść z opresji.
-Właśnie uświadamiałam naszemu blond mopowi,że ja mając rude włosy wyróżniam się z tłumu a nie wtapiam-powiedziałam i razem z Izabell wyszłyśmy z sali.
Jace
-Jaka ona słodka gdy cie pokonuje,ale dalej nie wierze że pozwoliłeś jej wygrać.Przecież dla ciebie pokonanie jej jest jak zajęcie pierwszego miejsca w konkursie na... No nie wiem na najlepszą fryzurę-mówi. To prawda nie wiem dlaczego pozwoliłem jej wygrać. Przecież ona jest gorsza o Josha,Aleca czy Izabell. W sumie po co ja się okłamuję.Ona jest lepsza od nich wszystkich razem wziętych i ode mnie też.
-Zaraz powiedziałeś że ona jest śliczna gdy mnie pokonuje. To w niej się zakochałeś-to brzmiało jak stwierdzenie więc nie liczyłem na odpowiedz z jego strony.
-Masz racje. to w niej się zakochałem.Pewnie przejdzie mi rano. obudzę się i nie będę pamiętać że się w niej zakochałem. Dlaczego ja się tak łatwo zakochuje-zapytał
-Nie wiem. Na prawdę ni wiem-powiedziałem i wyszedłem.
wtorek, 16 lutego 2016
rozdział 1
Od tamtego zdarzenia w holu minęły 2 lata. Od tej pory mała Clary uczy się na nocną łowczynie. Jace dokucza rudowłosej z powodu nadwagi. Ich matki się tylko z tego śmieją i mówią ,,kto się czubi ten się lubi.
Clary
Wstałam dość wcześnie przez promyki słońca,które zatańczyły na moich powiekach.Umyłam się i ubrałam w strój treningowy. Popatrzyłam na zegarek 6 06 o tej godzinie nikogo nie powinno być. Mam jednak nadzieję że nie będzie tam Jace. Każdy wie, że lubi on treningi z rana.Poszłam na sale żeby poćwiczyć. Nikogo nie było. Na szczęście.Długo na spokój nie było co liczyć.
-O nasz pulpecik wstał-powiedział naśmiewając się ze mnie.Podeszłam do okna i wzięłam telefon i udawałam że z kimś rozmawiam.
-A nie tylko książę pobłądził szukając księżniczki na białym koniu, czy tam rumaku. Nie znam się na bajkach przyziemnych-powiedziałam z uśmiechem bo zamknął swoją przebrzydłą buzię.
-Ha ha ha, ale śmieszne. Normalnie ubaw po pachy-powiedział przygnębiony.Trochę mnie zdziwiło że mi się nie odgryzł,ale każdy może mieć zły dzień. Postanowiłam to wykorzystać
-Co się stało- zapytałam-młodego Herondela sarkazm opuścił.Dajcie mi kalendarz trzeba to uwiecznić!Normalnie święto-powiedziałam triumfującą miną-1-0 dla mnie Herondale- dodałam z triumfem w głosie.Dokończyłam swój trening.
Izzy
Wstałam rano.Zrobiłam poranne czynności i poszłam na sale treningową. To co tam zobaczyłam wprawiło mnie w mur. Jace leżał na matach plecami a na nim okrakiem siedziała Clary.Krzyknęła radośnie
- 2-0 dla mnie Herondale - powiedziała schodząc z niego.
- Co! Już 2-0 a ja dopiero przyszłam-zapytałam z pretnensją w głosie.
- Naszego kolegę sarkazm opuscił-powiedziała Calry zadowolona z siebie.
Alec
Wstałem dość puzno jak na mnie bo o 7. Mama mnie ochrzani bo byliśmy umówieni o 6. Miała mi coś ważnego powiedzieć.Ubrałem się i wyszedłem do gabinetu mojej mamy.
-Tak mamo jestem.Coś się stało- zapytałem na wstępie
-Nie nic się nie stało.Tylko Clave chce aby Jace wyjechał do instytutu we włoszech razem z Joshem - odpowiedziała.
-A kiedy- zapytałem smutny. Zostane sam na tyle dziewczyn w instytucie.Na anioła! Ja z nimi nie wytrzymam! No przynajmniej z Izzy.
-Za miesiąc-odpowiedziała- możesz już iść-dodała a ja grzecznie opuściłem gabinet mojej matki.Skierowałem się na sale treningową gdzie jak znając życie będzie Jace i dziewczyny.Miałem rację.
-Co robicie-zapytałem licząc na odpowiedz którą udzieliła mi po chwili Clary
- To tak. Ja romawiam z Izzy. A ten tu-pokazała palcem na Jace- czeka na księżniczkę na rumaku, lub myślijak mi się odgryzć-powiedziała z uśmiechem
- A to nie powinien być książę w lśniącej zbroi-zapytalem starając się być poważnym. Bądz co bądz to ja jestem ten najstarszy.
-Teoretycznie tak, ale Jacowi nie chce się ryszyć czterech liter, żeby znalezć księżniczkę -wtrąciła się Izzy. Teraz nie wytrzymałem i zaczołem się śmiać.
- 3-0 dla mnie Herondale - powiedziała Clary do Jace
-Wiedziałem że Clary jest od ciebie lepsza, ale stary ano cię kiedyś zmiecie z powierzcni ziemi- mówię do Jace.
- Twojego parabatai sarkazm opuścił-mówi do mnie Clary.
-Jace wiesz że za miesiąc wyjeżdzasz do włoskiego instytutu-mówię do Jace.
-Wiem-mówi smutno
-Ten to ma jednak fajnie. We włoszech są mili ludzie a kraj jest przepiękny-mówi rozmarzona Clary.
- Skąd to wiesz -zapytał ciekawy Jace.
-Pamiętacie jak nie było mnie 2 miesiące. tam właśnie byłam-mówi uśmiechnięta.
-Aja się zakochałem-mówię.
- Która jest tą szczęściarą-pyta uśmiechnięta Clary
-Dowiesz się kiedy indziej - mówię do niej i wychodzę.
Clary
Wstałam dość wcześnie przez promyki słońca,które zatańczyły na moich powiekach.Umyłam się i ubrałam w strój treningowy. Popatrzyłam na zegarek 6 06 o tej godzinie nikogo nie powinno być. Mam jednak nadzieję że nie będzie tam Jace. Każdy wie, że lubi on treningi z rana.Poszłam na sale żeby poćwiczyć. Nikogo nie było. Na szczęście.Długo na spokój nie było co liczyć.
-O nasz pulpecik wstał-powiedział naśmiewając się ze mnie.Podeszłam do okna i wzięłam telefon i udawałam że z kimś rozmawiam.
-A nie tylko książę pobłądził szukając księżniczki na białym koniu, czy tam rumaku. Nie znam się na bajkach przyziemnych-powiedziałam z uśmiechem bo zamknął swoją przebrzydłą buzię.
-Ha ha ha, ale śmieszne. Normalnie ubaw po pachy-powiedział przygnębiony.Trochę mnie zdziwiło że mi się nie odgryzł,ale każdy może mieć zły dzień. Postanowiłam to wykorzystać
-Co się stało- zapytałam-młodego Herondela sarkazm opuścił.Dajcie mi kalendarz trzeba to uwiecznić!Normalnie święto-powiedziałam triumfującą miną-1-0 dla mnie Herondale- dodałam z triumfem w głosie.Dokończyłam swój trening.
Izzy
Wstałam rano.Zrobiłam poranne czynności i poszłam na sale treningową. To co tam zobaczyłam wprawiło mnie w mur. Jace leżał na matach plecami a na nim okrakiem siedziała Clary.Krzyknęła radośnie
- 2-0 dla mnie Herondale - powiedziała schodząc z niego.
- Co! Już 2-0 a ja dopiero przyszłam-zapytałam z pretnensją w głosie.
- Naszego kolegę sarkazm opuscił-powiedziała Calry zadowolona z siebie.
Alec
Wstałem dość puzno jak na mnie bo o 7. Mama mnie ochrzani bo byliśmy umówieni o 6. Miała mi coś ważnego powiedzieć.Ubrałem się i wyszedłem do gabinetu mojej mamy.
-Tak mamo jestem.Coś się stało- zapytałem na wstępie
-Nie nic się nie stało.Tylko Clave chce aby Jace wyjechał do instytutu we włoszech razem z Joshem - odpowiedziała.
-A kiedy- zapytałem smutny. Zostane sam na tyle dziewczyn w instytucie.Na anioła! Ja z nimi nie wytrzymam! No przynajmniej z Izzy.
-Za miesiąc-odpowiedziała- możesz już iść-dodała a ja grzecznie opuściłem gabinet mojej matki.Skierowałem się na sale treningową gdzie jak znając życie będzie Jace i dziewczyny.Miałem rację.
-Co robicie-zapytałem licząc na odpowiedz którą udzieliła mi po chwili Clary
- To tak. Ja romawiam z Izzy. A ten tu-pokazała palcem na Jace- czeka na księżniczkę na rumaku, lub myślijak mi się odgryzć-powiedziała z uśmiechem
- A to nie powinien być książę w lśniącej zbroi-zapytalem starając się być poważnym. Bądz co bądz to ja jestem ten najstarszy.
-Teoretycznie tak, ale Jacowi nie chce się ryszyć czterech liter, żeby znalezć księżniczkę -wtrąciła się Izzy. Teraz nie wytrzymałem i zaczołem się śmiać.
- 3-0 dla mnie Herondale - powiedziała Clary do Jace
-Wiedziałem że Clary jest od ciebie lepsza, ale stary ano cię kiedyś zmiecie z powierzcni ziemi- mówię do Jace.
- Twojego parabatai sarkazm opuścił-mówi do mnie Clary.
-Jace wiesz że za miesiąc wyjeżdzasz do włoskiego instytutu-mówię do Jace.
-Wiem-mówi smutno
-Ten to ma jednak fajnie. We włoszech są mili ludzie a kraj jest przepiękny-mówi rozmarzona Clary.
- Skąd to wiesz -zapytał ciekawy Jace.
-Pamiętacie jak nie było mnie 2 miesiące. tam właśnie byłam-mówi uśmiechnięta.
-Aja się zakochałem-mówię.
- Która jest tą szczęściarą-pyta uśmiechnięta Clary
-Dowiesz się kiedy indziej - mówię do niej i wychodzę.
poniedziałek, 15 lutego 2016
Prolog
Pewnego zimowego wieczoru w instytucie dla nocnych łowców nie było co robić.Marys przeglądała papiery, Robert był w Alicent, stolicy Idrysu, czyli miasta nocnych łowców.Dzieci nie spały. Alec był w pokoju.Jace w bibliotece czytał jak zabić demona na 1000 sposobów.Izzy siedziała z Aleciem. Nagle wszyscy usłyszeli dzwon instytutu zaciekawieni wyszli zobaczyć kto przyszedł w taką pogodę.Wszyscy wbiegli do foyer, nawet zapracowana Marys. Z windy wyszły dwie kobiece postacie z dwójką dzieci. Dwie kobiece postaci -Dzień dobry. Mam na imię Joclyn - odezwała się pierwsza kobieta zdejmując kaptur z rudych włosów-Jest ze mną moja serdeczna przyjaciółka Carmen jej syn Josh i moja córka Clary- gdy przedstawiała poszczególne osoby, one zdejmowały kaptury z głów.
-Ja jestem Marys Loghwood. To jest mój najstarszy syn Alec, moja córka Izabell i mój przyszywany syn Jace-Marys przedstawiła sobie wszystkich-jest jeszcze mój mąż Robert, ale wyjechał i raczej prędko go nie poznacie-powiedziała uśmiechając się szczerze.Wszyscy mieszkańcy instytutu byli zdziwieni żadko kiedy Marys się uśmiech,jeżeli już to sztucznie a teraz tak szczerze.
-Dobrze skoro już znamy swoje imiona to pozwól Jace, że oprowadzisz Clary po instytucie. A ty Alecu razem z Izabell oprowadzicie Josha-zwróciła ię do swoich dzieci i przyszywanego syna.
-Mnie oraz Joclyn nie trzeba oprowadzać. wychowałyśmy się tu zanim Morgenstern wezwał Lilith i wszczął wojnę.No chyba,że coś się zmieniło od tych kilku ładnych lat-powiedziała Carmen
-Nie wierze! Joclyn Fairchild i Carmen Roney! Czyż nie -zapytała Marys szczęśliwa.Żadne z jej dzieci się nie dziwiło,że Marys jest taka szczęśliwa. Wkońcu byla jedyną osobą w swoim wieku w instytucie.Kiedy dzieci poszły Marys zwróciła się do nowo przybyłych.
-Jak długo planujecie tu zostać-zapytała.
-Jak najdłużej się da. Nasz dom spłonął w zaklętym ogniu i nie mamy się gdzie podziać. Jesteśmy nocnymi łowcami i instytut według prawa powinien udzielać schronienia nocnym łowcom.Jeżeli natomiast przeszkadzamy to możemy znalezć inny instytut, który udzieli nam schronienia. Nie chcemy zawadzać-powiedziała mała dziewczynka o szmaragdowych oczach i ciemnorudych włosach.
-Oczywiście że nie przeszkadzacie. I masz racje według prawa każdy instytut powinien udzielić wam schronienia. My zrobimy to z czystej chęci pomocy a nie z konieczności-powiedziała Marys do małej dziewczynki. Dziewczynka odpowiedziała pięknym śnieżnobiałym uśmiechem, który zauroczył Jace.Gdy wszyscy się troche poznali, dzieci oprowadziły swoich nowych kolegów po instytucie.
-Ja jestem Marys Loghwood. To jest mój najstarszy syn Alec, moja córka Izabell i mój przyszywany syn Jace-Marys przedstawiła sobie wszystkich-jest jeszcze mój mąż Robert, ale wyjechał i raczej prędko go nie poznacie-powiedziała uśmiechając się szczerze.Wszyscy mieszkańcy instytutu byli zdziwieni żadko kiedy Marys się uśmiech,jeżeli już to sztucznie a teraz tak szczerze.
-Dobrze skoro już znamy swoje imiona to pozwól Jace, że oprowadzisz Clary po instytucie. A ty Alecu razem z Izabell oprowadzicie Josha-zwróciła ię do swoich dzieci i przyszywanego syna.
-Mnie oraz Joclyn nie trzeba oprowadzać. wychowałyśmy się tu zanim Morgenstern wezwał Lilith i wszczął wojnę.No chyba,że coś się zmieniło od tych kilku ładnych lat-powiedziała Carmen
-Nie wierze! Joclyn Fairchild i Carmen Roney! Czyż nie -zapytała Marys szczęśliwa.Żadne z jej dzieci się nie dziwiło,że Marys jest taka szczęśliwa. Wkońcu byla jedyną osobą w swoim wieku w instytucie.Kiedy dzieci poszły Marys zwróciła się do nowo przybyłych.
-Jak długo planujecie tu zostać-zapytała.
-Jak najdłużej się da. Nasz dom spłonął w zaklętym ogniu i nie mamy się gdzie podziać. Jesteśmy nocnymi łowcami i instytut według prawa powinien udzielać schronienia nocnym łowcom.Jeżeli natomiast przeszkadzamy to możemy znalezć inny instytut, który udzieli nam schronienia. Nie chcemy zawadzać-powiedziała mała dziewczynka o szmaragdowych oczach i ciemnorudych włosach.
-Oczywiście że nie przeszkadzacie. I masz racje według prawa każdy instytut powinien udzielić wam schronienia. My zrobimy to z czystej chęci pomocy a nie z konieczności-powiedziała Marys do małej dziewczynki. Dziewczynka odpowiedziała pięknym śnieżnobiałym uśmiechem, który zauroczył Jace.Gdy wszyscy się troche poznali, dzieci oprowadziły swoich nowych kolegów po instytucie.
Witam
witam nazywam się Katarina. Swoją historie z darami anioła zaczełam dość nie dawno. Moja koleżanka od dawna interesuje się twórczością pani Cassandry Clare i ,,zaraziła mnie historią Clary Fray. Ja natomiast chciałabym pokazać jak ja widzę historie nocnych łowców z Nowego Yorku. Proszę o wyrozumiałość ponieważ to mój pierwszy blog.Także do pierwszego rozdziału.
Subskrybuj:
Posty (Atom)